
Protesty w Gruzji: Kułeba ostrzega przed ukraińskim scenariuszem
Gruzińska scena polityczna to dziś plac boju pomiędzy wschodnimi wpływami a dążeniem do europejskiej integracji. Czy historia Ukrainy powtórzy się w Tbilisi? Decyzje rządzących wywołują masowe protesty, które mogą zaważyć na przyszłości kraju i jego obywateli. Poznaj kulisy tej napiętej sytuacji.
Obecna sytuacja w Gruzji przypomina przebieg wydarzeń na Ukrainie z 2013 roku. Były szef MSZ Ukrainy, Dmytro Kułeba, porównuje obecne wydarzenia w Gruzji do "ukraińskiego scenariusza" i zwraca uwagę na podobieństwa w działaniach rządzących. Gruziński rząd, podobnie jak ukraiński w przeszłości, stara się unikać wizerunku kraju podległego Rosji, choć ich działania sugerują coś innego. Lider gruzińskiej partii rządzącej, Bidzina Iwaniszwili, zdaniem Kułeby, podąża śladami byłego prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowycza, który w 2013 roku zdecydował o niepodpisaniu umowy stowarzyszeniowej z UE, co doprowadziło do masowych protestów.
Krytyka rządowych działań w Gruzji nasiliła się po decyzji o zawieszeniu rozmów o członkostwie kraju w Unii Europejskiej do 2028 roku. Protesty przeciwko tej decyzji wybuchły w Tbilisi, skupiając wszystkich, którzy nie zgadzają się z prorosyjską polityką. Kułeba podkreśla, że walka Gruzinów to nie tylko wybór między Europą a Rosją, lecz także obrona podstawowych praw i godności. Gruzińscy obywatele stają przed wyborem o fundamentalnym znaczeniu — decydują o swojej przyszłości i suwerennym prawie do życia według własnych zasad. Apeluje o kontynuację walki, podkreślając wagę tego momentu w historii Gruzji.