
Tragiczny finał karambolu na S7: Kamil zmarł w szpitalu po 4 miesiącach
Wstrząsająca opowieść o tragicznym wypadku, który zmienił życie wielu rodzin. Po miesiącach walki o zdrowie, jeden z poszkodowanych, Kamil, podąża za swoimi dziećmi, które zginęły w katastrofie. Przyczyną tej tragicznej serii wydarzeń była zaniedbana prędkość. Jakie będą konsekwencje dla winnego?
Po czterech miesiącach od tragicznego wypadku na trasie S7 koło Gdańska, zmarł Kamil, jeden z jego uczestników. Zdarzenie miało miejsce w październiku 2024 roku, kiedy to w karambolu zginęło czworo dzieci, w tym dwoje zmarłego Kamila. Informacja o jego śmierci pojawiła się na portalu, gdzie prowadzona była zbiórka na jego leczenie. Mężczyzna zmarł w środę w szpitalu. W wypadku brały udział 21 pojazdy, a życie straciły m.in. rodzeństwo 9-letnia Eliza i 12-letni Tomek, dzieci Kamila. Po katastrofie prowadzono zbiórkę na jego leczenie ze względu na liczne obrażenia, w tym oparzenia i złamania. W tym tragicznym zdarzeniu poszkodowanych zostało łącznie 14 osób.
Za spowodowanie katastrofy ze skutkiem śmiertelnym odpowiadać ma 37-letni Mateusz M., kierowca tira, który nie dostosował prędkości do ograniczenia wynoszącego 50 km/h. Podejrzany przekroczył prędkość o 39 km/h. Mateusz M. w momencie wypadku był trzeźwy i nie używał telefonu. Prokuratura wniosła o jego tymczasowe aresztowanie, jednak sąd zdecydował o dozór policyjnym i poręczeniu majątkowym w wysokości 100 tys. złotych, które zostało opłacone. Mateusz M. musi stawiać się na komisariacie siedem razy w tygodniu. Śledztwo w tej sprawie zostało przedłużone do kwietnia bieżącego roku.